Tytuł linku niewidoczny gołym okiem

10 maja, 2018

Archiwum

„Nasze żony” na scenie CKK Jordanki

„Nie ma monopolu na prawdę! <…> Jesteśmy ludźmi, a to oznacza, że nic nie jest do końca czarne, ani białe” – te słowa wielokrotnie padały z ust Jerzego Radziwiłowicza w kulminacyjnym monologu spektaklu Teatru Syrena pt. „Nasze żony” wystawionego w środę na scenie CKK Jordanki.

Alkohol, tłumione emocje i lęki w połączeniu z xanaxem łykanym przez nomen-omen sprawcę całego zamieszania (w tej roli Wojciech Pszoniak odpowiedzialny również za reżyserię) bez opamiętania, musiały doprowadzić do wybuchów w finale. Napięcie kreowane przez niespieszne tempo połączone z permanentną atmosferą niepokoju okazały się zupełnie uzasadnione o czym przekonała się definitywnie toruńska publiczność. Początkowy, zwodniczy „letarg i marazm” szybko przekształcił się bowiem w nerwową huśtawkę śmiechu i konsternacji. Siła „Naszych Żon” tkwi w nastrojowym kontraście; spektakl utrzymany jest w tragikomicznej konwencji, która nie pozwala widowni bezpiecznie odetchnąć, ponieważ gwałtowne dialogi – prawdziwe jak życie – nieustannie zmieniają punkty widzenia, moralne osądy i odwracają sensy. Niezwykle emocjonujący występ trzech geniuszy polskiej sceny nie tylko stanowi błyskotliwy portret charakterologiczny męskiej przyjaźni („Przyjaźń to nie lokata kapitału, ani polisa” – przekonywał nas bohater, w roli którego talentu użyczył Wojciech Malajkat), ale jest również pretekstem do refleksji nad naturą ludzką i naturalistycznym portretem tytułowego małżeństwa. Zniuansowany humor małżeński zagrany przez wyżej wymienionych panów subtelnymi środkami wyrazu, przy maksymalnym ograniczeniu przestrzeni w związku z minimalistyczną scenografią (niezmienną przez cały, prawie dwugodzinny, występ) zadziałał nadzwyczaj skutecznie. Żarty nie oscylowały bowiem klasycznie jedynie wokół antagonistycznej damsko-męskiej natury, ale wynikały z groteskowej kreacji bohaterów, którzy z upływem czasu odkrywają przed widownią, to co w nich (i w nas) najgłębiej skryte. „Destrukcyjna prawda” o której mowa w spektaklu (autorstwa Erica Assousa) doskonale oddaje wizję życia, w którym – w obliczu kryzysu – tak naprawdę wszyscy improwizujemy „oceniając głową i sercem w różnych proporcjach”. Historia tragicznego incydentu rodzącego w postaciach i widzach moralne dylematy, chodź niepozbawiona humoru, opowiedziana zostaje bez trywializacji czy banału. Nikt nie musi tu niczego udowadniać, a zwroty akcji nie potrzebują wizualnej – ekspresyjnej czy histerycznej oprawy. Przeciwnie – w „Naszych Żonach” wpierane jedynie przez eteryczne oświetlenie (Artur Wytrykus) wybrzmiewają między wierszami w nostalgicznej aurze tego niezwykle mądrego i dojrzałego spektaklu.

Agata Burdajewicz