Tytuł linku niewidoczny gołym okiem

13 grudnia, 2021

Aktualności

O Godnich Świętach opowiada nam Krzysztof Trebunia-Tutka

Zespół Trebunie-Tutki to muzykująca od pokoleń rodzina z Białego Dunajca, łącząca dźwięki tradycyjnej muzyki góralskiej z nowofalowym brzmieniem. Koncertując w najdalszych zakątkach świata, daje możliwość poznania Nowej Muzyki Góralskiej na najwyższym poziomie. Ważnym elementem zachowania tradycji w twórczości zespołu jest jego wizerunek sceniczny: tradycyjny strój góralski, taniec czy komentarz słowny. Trebunie-Tutki jako jedyny zespół z Polski, wielokrotnie znalazł się w pierwszej dziesiątce World Music Charts Europe Europejskiej Unii Radiowej.

Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia zespół zawita do Torunia i umili czas słuchaczom wykonując wyjątkowe, góralskie kolędy. Koncert odbędzie się 15 grudnia o godz. 19:00 w Sali Kameralnej CKK Jordanki. Nie może Was tam zabraknąć!

O świątecznych tradycjach oraz historii zespołu Krzysztof Tebunia-Tutka rozmawiał z Niką Mausolf.


  • Jestem bardzo ciekawa, jak na Podhalu spędza się ten wyjątkowy czas, jakim są Święta Bożego Narodzenia? Jak wyglądają obrzędy i tradycje, charakterystyczne dla tego regionu?

To najpiękniejszy czas w roku, najważniejsze święta. Jak spadnie śnieg, naprawdę jest tu bajkowo! Zawsze do Godnich Świąt, bo tak się u nas po staropolsku je nazywa, przygotowywał okres adwentu, czas wyciszenia. Nie grano, nie śpiewano, nie weselono się – nasze babcie bardzo poważnie traktowały te zakazy. Dziś, adwent to „radosny czas oczekiwania na przyjście Pana Jezusa”, więc nie ma już takich rygorów ani ścisłego postu. Jednak „zabaw hucznych” się nie urządza, a najstarsi patrzą ze zgorszeniem na przedświąteczny zgiełk i szał zakupów.

Góralskie zwyczaje świąteczne są oryginalne i sięgają daleko w przeszłość. W dzień Wigilii Bożego Narodzenia za framugi okien i drzwi wkłada się „podłaźnicki” – gałązki świerkowe lub jodłowe, a po Pasterce chodzi się do dziewcząt na „podłazy”. Składając życzenia sypiemy owsem, a tuż po Wigilii ruszają kolędnicy „szopką”, gwiazdą, z turoniem. Kiedy byliśmy dziećmi, już od pierwszych dni grudnia przygotowywałem kolegom teksty, szykowaliśmy rekwizyty i ubrania kolędnicze, by zaraz po wieczerzy wigilijnej ruszyć od domu do domu. To piękny zwyczaj, który zainspirował mnie do opracowania specjalnego programu dla zespołu Trebunie-Tutki. O dawnych zwyczajach opowiem więcej w czasie koncertu, a Torunianie będą mieli okazję pośpiewać z nami – również „po nasymu”! Macie w Toruniu górala (tak, ten Flisak na fontannie to góral!),  a to zobowiązuje!


Trebunie-Tutki, fot. Magda Hueckel
  • Założony przez Pana w 1994 roku zespół Trebunie –Tutki, nieprzerwanie tworzy i występuje na największych festiwalach muzycznych świata. Jak z biegiem lat, według Pana, zmienia się sposób postrzegania kultury i muzyki góralskiej?

Najpierw było granie rodzinne, potem moja Kapela Tutki, a w 1991 r. nagrania z Twinkle Brothers z Jamajki jako Trebunia Family. Pierwsza płyta ukazała się w 1992 r. w Londynie i „koniem trojańskim reggae” udało nam się zaistnieć w świecie w gatunku world music. Po sukcesach na listach „muzyki świata” pojawiły się zaproszenia na koncerty i konieczność utworzenia zespołu profesjonalnie zajmującego się muzyką. Trebunie-Tutki nie wyrzekając się swoich korzeni góralskich uczestniczą więc w międzynarodowych fuzjach, nie tylko z Jamajczykami, ale też z Adrianem Sherwoodem i jego zespołami African Head Charge i 2 Bad Card, z Kinior Future Sound, Kirgizami, Andrew Cronshawem z Londynu, a ostatnio z Quintetem Urmuli z Tbilisii. Nagrana z Gruzinami płyta „Spirit Of The Mountains / Duch Gór” grana była w rozgłośniach europejskich, w Stanach i Kanadzie. Zespół koncertuje od lat nie tylko na najważniejszych festiwalach world music w Europie, ale reprezentował Polskę na EXPO’98 w Portugalii i EXPO AICHI’2005 w Japonii. Graliśmy też w Indiach, Chinach, Emiratach Arabskich, Azerbejdżanie, Armenii… W każdym miejscu na świecie ta muzyka może interesować ludzi, bawić  ich i wzruszać.



  • Kalendarz zespołu jest wypełniony po brzegi minionymi, a także zbliżającymi się koncertami w całej Polsce. Co daje Panu największą radość podczas występów przed publicznością?

Ten bezpośredni kontakt z publicznością doceniliśmy jeszcze bardziej w ostatnim, pandemicznym czasie. Gra się nie tylko dla siebie, ale muzyką przekazuje wiele emocji. Z jednej strony, jesteśmy dumni ze swojej oryginalnej kultury góralskiej, z drugiej szukamy w niej wartości ogólnoludzkich, łączących ludzi „dobrej woli”, a muzyka znakomicie w tym pomaga. Budujemy mosty i otwieramy się na innych od początku naszej działalności artystycznej.


  • Jak wygląda artystyczny proces twórczy zespołu Trebunie- Tutki ? Ewoluuje on na przestrzeni lat, czy może wygląda tak samo od chwili powstania zespołu i pierwszej, wydanej w 1992 roku płyty?

Zespół z każdym nowym projektem jest dojrzalszy, bogatszy o doświadczenie współpracy ze znakomitymi muzykami z kręgu jazzu, rocka, reggae, z chórami i orkiestrami symfonicznymi. Nawet spontaniczne jam session ze Szkotami czy Węgrami może nas wiele nauczyć. Jednak najbardziej lubię to, co najtrudniejsze – pisanie tekstów i komponowanie nowych utworów, które nazwałem Nową Muzyką Góralską. Wzorując się na budowie muzycznej dawnych góralskich melodii, nasycając je takimi cechami muzycznymi jak np. skala góralska, rytm rubato, specyficzna harmonizacja, tworzę repertuar dla zespołu Trebunie-Tutki. Każdy członek zespołu śpiewa i gra stylowo na swoim instrumencie, a to w całości tworzy niepowtarzalne brzmienie, dzięki któremu jesteśmy rozpoznawalni w świecie, w gatunku etno i world music. Nie jesteśmy zespołem „folkowym” w polsko-showbiznesowym znaczeniu, gramy po swojemu korzystając ze źródeł naszej polskiej i karpackiej kultury, jest dla nas bazą i punktem odniesienia. Zawodowo zajmuję się edukacją muzyczną, czasem projektuję góralskie chałupy, bo jestem architektem ze specjalnością architektury drewnianej, ale we wszystkim co robię, staram się podkreślać swoje korzenie.


  • Czy powraca Pan czasem do wczesnej twórczości zespołu Trebunie-Tutki? Jeśli tak, to czy jest to podróż sentymentalna ?

Tak, zdarza się takie wspominanie. Tyle ciekawych zdarzeń, spotkań, rozmów… Pozostała też muzyka. Większość przetrwała próbę czasu, niektóre wyznaczały trendy, które w polskiej muzyce pojawiły się wiele lat później np. fuzje etno-jazzowe czy etno-techno. Niektóre utwory gramy do dziś, choć zwykle w nowej aranżacji. Nasz najbardziej rozpoznawalny utwór ze współpracy z Jamajczykami -„Jo cłek wolny/Human Independent” zupełnie inaczej brzmiał na początku. Dziś publiczność śpiewa z nami, a tekst nabrał nowego znaczenia i dorobił się nowej, kontestacyjnej zwrotki…


  • W jakich konstelacjach instrumentalnych widzi Pan zespół w najbliższej przyszłości? Czy są obecnie plany wprowadzenia nowych dźwięków?

Bardzo chcielibyśmy kontynuować nasze międzynarodowe przyjaźnie muzyczne, ale kolejne fale pandemii uniemożliwiają jakiekolwiek dalekie plany. Nagraliśmy ostatnio dwa nowe teledyski: „Nad przepaścią” i inspirowany muzyką Wieniawskiego utwór „Dudziarz podhalański”. Ostatnio coraz bardziej kuszą mnie odniesienia do muzyki klasycznej. Chciałbym, aby udało się kontynuować projekt „Legenda Tatr”, który miał premierę w Filharmonii Łódzkiej z  tamtejszym chórem i orkiestrą symfoniczną.


  • Z którymi muzykami (pominąwszy tych, z którymi już współpracował) szczególnie chciałby Pan zagrać, czy też wręcz to planuje?

Mam wiele takich muzycznych fascynacji i marzeń. Jest tylu niezwykłych artystów w świecie, tyle inspiracji! Jednak eksperymenty i fuzje nie są istotą naszej działalności artystycznej. Gdy poczujemy, że przyszedł czas na coś nowego, na pewno się wydarzy. Póki w Europie nie ma granic, chcielibyśmy mocniej uczestniczyć w jej życiu muzycznym i społecznym.


  • Jakie są Pańskie muzyczno-płytowe plany na najbliższy czas? Czy zespół Trebunie-Tutki pracuje obecnie nad nowym materiałem?

Mamy pomysły na co najmniej dwie nowe płyty, ale dziś wszystko jest takie niestabilne… Z doświadczenia wiemy, że najszybciej dezaktualizują się eksperymenty muzyczne z elektroniką, a nasze granie na akustycznych instrumentach jest ponadczasowe. Znakomicie gra nam się z Gruzinami, z Jamajczykami, ciągle nie zarejestrowaliśmy projektu symfonicznego „Legenda Tatr”. Mam nadzieję, że ten straszny dla kultury czas w końcu minie i będzie można skupić się na muzyce, a nie na tym jak przetrwać kolejne miesiące.


  • Czy któryś z dotychczasowych występów szczególnie utkwił Panu w pamięci? Jeśli tak, to z czym wiąże się to wspomnienie?

Jest wiele takich koncertów: festiwal SFINKS w Antwerpii, Rudolstadt w Niemczech, Cabaret Sauvage w Paryżu, festiwal na szkockich Orkadach, Przystanki Woodstock organizowane przez Jurka Owsiaka… Bardzo miło i z sentymentem wspominam reaktywowany na krótko legendarny festiwal Muzyczny Camping w Brodnicy. Mieliśmy przyjemność zagrać na scenie plenerowej z Twinkle Brothers, a rok później z VOO VOO, to były znakomite koncerty. Mam nadzieję, że kiedyś przyjedziemy z naszymi przyjaciółmi również do Torunia. Latem pomieszkuję po sąsiedzku, bo moja żona, a zarazem manager zespołu, pochodzi z Brodnicy i zaraziła mnie miłością do gotyku i do jezior.


  • W jakich barwach, według Pana, maluje się przyszłość muzyki folk?

Jestem mimo wszystko optymistą, bo przecież cała muzyka w jakimś sensie wywodzi się z „folku”! Od Chopina po Stinga, od Strawińskiego po jazz i Cohena. Chciałbym, by wśród najciekawszych zjawisk w muzyce świata swoje miejsce miała też nasza góralska muzyka. To dlatego od lat uczę młodzież muzyki tradycyjnej, a w ostatnim roku Polskie Wydawnictwo Muzyczne opublikowało mój trzytomowy, pięknie wydany podręcznik do nauki gry na skrzypcach i basach góralskich „Muzyka Skalnego Podhala”. Setki młodych ludzi uczy się grać po góralsku. Nasza muzyka nie zaginie!


Rozmawiała Nika Mausolf.